Kasztel Quess

Trip

*Gowne drzwi kuchenne otwarly sie z trzaskiem. Do powmieszczenia niczym tajfun wpadl Mauricio. Pedzac miedzy garami pelnymi bulgoczacych gulaszy i polewek, roztracajac wiszace lancuchy kielbas i zieleniny, scigany przez przeklenstwa kuchciaków, wreszcie dopadl drzwiczek spirzarni*
- Z polecenia wielce, wielmoznego...
*rzucil nei odwracajac sie gdy wpadal do ciemnej spizarki. Dopadl wielkich koszy pelnych marchwi, rozejzal sie i znalawszy worek zaczal upychac co wieksze i barwniejsze sztuki. kiedy lapal sie z cukier upychajac go do czapki do spirzarki weszla potezna postac kucharki, dzierzaca w reku wielka dwureczna wazeche kobieta huknela*
- Kaj mi skurwysynskie nasinie przeklete lapska pchasz, jak ci zara...
*Mauricio nie uslyszal juz co mu zaraz kobieta-niedzwiedz zrobiczmychnal tylko przez pozostawiona prze znia szpare w dzwiach i znów rzuciwszy za siebie*
- Z polecenia wielce, wielmoznego...
*wypadl z kuchni*